Usagi obudziła się na podłodze. Zrozumiała, że zasnęła, płacząc. Do pokoju przez okno wpadało jasne, księżycowe światło. Na zegarku widniały cyfry: 06:00. Więc była szósta. Blondynka przetarła oczy i wstała. Czas iść do szkoły...
Szła wolnym krokiem. Miała godzinę, nie warto się spieszyć. Poszła okrężną drogą przez park, w którym nie było jeszcze żadnych ludzi. Nagle usłyszała cichy głos:
-Króliczku.
-Seiya- odwróciła się. Stał tam istotnie "Ten Drugi". Delikatnie się uśmiechał.
-Coś się stało?
Usagi zawachała się. Nie, już nie warto nic ukrywać.
-Mamoru mnie żucił.
-Jak to?!- oburzył się Seiya. -Ty tak go kochasz... ale...- zabrakło mu słów...
Po chwili przytulił ją. Nic go już nie zatrzymywało. Jego rywal żucił wybrankę jego serca, i czarnowłosy nie widział już sprzeciwu, mogli być razem. Jeszcze tylko musi sprawić, by Usagi zrozumiała, że jest jej wart. Ale chyba coś musiała do niego czuć, bo nie wyrywała się z uścisku...
Usagi drżała lekko. Seiya przyjemnie pachniał, biło od niego miłe ciepło. Z jej oczu ciekły łzy, choć nie wiedziała, dlaczego. Czuła się rozdarta. Jedna jej część nie chciała przytulać Seiyi, bo ciągle czuła, że może jeszcze będzie z Mamoru. Ale druga część uważała, że przytulanie czarnowłosego to jedyne, co jej pozostało. Tym razem ta druga wygrała.
-Nie płacz- szepnął Seiya. -Wszystko będzie dobrze, Króliczku.
-S-S-S-Seiya... S-Seiya - Ch-Ch-Chan...- wyszeptała Usagi i mocniej wtuliła twarz w koszulę chłopaka.
Długo była w jego objęciach, aż w końcu się od siebie oderwali. Usagi spojrzala na niego ze smutkiem.
-Króliczku, jesteś pewna, że masz siłę dzisiaj się uczyć?- spytał Seiya.
-T-t-tak, Seiya, to nic- Usagi otarła łzy rękawem. -Wytrzymam.
Czarnowłosy spojrzał na nią z powątpiewaniem, ale już nic nie powiedział. W milczeniu odprowadził ją do samej szkoły, a tam ucałował w policzek i pożegnał.
* * *
Luna i Artemis szli obok siebie. Milczeli. Biały rozmyślał o słowach Luny. Uważał, że trochę za wcześnie powiedziała całą prawdę Ami - chan. I tak było całkiem sporo kłopotów. Nawet Seiya Kou był swego rodzaju problemem, zakłucał spokój przyszłej pary królewskiej już nie mówiąc o jej przyszłości. Po za tym kamienie amazonek trzeba odnaleźć jak najszybciej, a kolorowo się to nie zapowiadało. W sumie pewnym rozwiązaniem byłoby wysłać po kamienie tylko cztery amazonki i - jako ich przywódczynię - mądrą czarodziejkę z Merkurego, jednak, jak dla Artemisa, było to kiepskie rozwiązanie. To Sailor Moon jest ich liderką! Powinna wziąść się w garść...
* * *
Usagi stała w ciemnej jaskini w przemianie Rainbow Sailor Moon. Słyszała czyjś płacz. Biegła w jego stronę. Była cała poraniona. W końcu stanęła u wejścia do "komnaty" wyżłobionej przez wodę wiele lat temu. Stały tam czarodziejki. Z ich twarzy ciekły łzy mieszające się z barwiącą na czerwono ich mundurki krwią. Jednak to nie ten widok pryprawił ich liderkę o mdłości, łzy, żal, złość, i smutek... to był Tuxedo, a raczej Endymion. Leżał w kałurzy krwi. Martwy. Z ust blondynki wydał się zduszony okrzyk.
-Przepraszam, k-królowo...- powiedziała Mars. -Starałam się, jak mogłam...
Usagi podbiegła do Mamoru i przytuliła jego martwe ciało. Drżała przerażona. Nie poznawała tego świata. To nie był świat, w którym dotąd żyła.
-NIEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- wrzasnęła Usagi -Dajcie mi śmierć! Śmierci!
Post został pochwalony 0 razy
|