Minako ziewnęła. Niedziela. Kolejny beznadziejny poranek kolejnego dnia... Powoli wygramoliła się z łóżka. Jej głowa, jak zwykle rano, była pusta. Wybrała sobie ubranie, przebrała się w nie, umyła zęby itd...
Blondynka powoli weszła do pokoju gościnnego. Siedziała tam jej matka, Rena Aino, mrucząc coś pod nosem zdziwiona. Mina podeszła do niej i spojrzała w gazetę. Był tam wielki napis: "POWRÓT CZARODZIEJEK" i niewielkie zdjęcie jakiejś dziwnie uśmiechniętej, starszej pani z niemowlęciem w objęciach. Niżej pisało: "Zdjęcie przedstawia panią Aiko Elluf z wnuczkiem na rękach". Znowu robią z czegoś tyle krzyku, pomyślała dziewczyna i leniwie spojrzała na tekst poniżej. Jednak w miarę czytania jej twarz bladła...
"Panna Aiko Elluf przeżyła wieczorem dnia 11.04.09 wstrząs. Opowiada o tym tak: <Ot>"
Proszę proszę, Rei nakryta, pomyślała Mina z trwogą.
-Czyż to nie ciekawe?- spytała jej matka.
-Cie-Ciekawe...- wymruczała blondwłosa, która była już w połowie drogi na drugie piętro.
Po chwili miała w ręce telefon.
-Hej, Minako - chan...- usłyszała głos brunetki. Był bardzo swobodny.
-Rei, po kiego grzyba przemieniasz się na oczach staruszek w Sailor Mars?!- blondwłosa z trudem opanowała krzyk.
-Och, Mina, o co ci chodzi?- poirytowała się Hino.
-Nie czytasz gazet?!
-Zaczekaj... szszszszsz- chwilę później usłyszała cichy głos brunetki: -O kurdę...
-Właśnie. O ile wiem, nie było wczoraj żadnych wrogów, więc po kiego się przemieniałaś?
-Ja walczyłam z Ciernistym Marsem. Było to mało ważne starcie, nie wiem po co ją zaczepiłam...
-Ale dlaczego przemieniłaś się w parku??
-Hm myślałam że mnie nie widzi...
-Domyślam się, ale to i tak było ryzykowne...
-I kto to mówi?- prychnęła Rei po czym się rozłączyła.
-Zaczekaj... Rei...- ale Mina mówiła już tylko do miarowego sygnału.
-Ej, Mina, co się stało?- usłyszała głos Artemisa.
-Szkoda gadać, Artemisie. Jak myślisz, jak ludność zareagowałaby, gdyby jakaś Sailorka nawet przez przypadek, odsłoniła przyłbicę?
-Mina, co się dzieje?!- zapytał wyraźnie zdenerwowany kocur.
-Przyjęliby ją z otwartymi ramionami, czy wręcz przeciwnie - odwrócili się od niej wszyscy, łącznie z rodziną?...
-Mina, co się dzieje?!- powtórzył, teraz już naprawdę przerażony Artemis.
-Wczoraj wieczorem pewna kobieta, niejaka Aiko Elluf, zobaczyła Sailor Mars podczas przemiany...
* * *
Michiru patrzyła na wielkie zdjęcie siwowłosej, niskiej kobiety nie mogąc w to uwierzyć. Czy Mars była aż tak łatwomyślna, aż tak głupia, by nie zauwarzyć kobiety skrytej za krzakami? Przecież do beznadziejne... i straszliwe. Co się stanie z czarodziejką, której prawdziwa tożsamość będzie znana przez ludzkość? - takie pytania morskowłosa mogla sobie teraz swobodnie zadać. Poczuła, że obok niej ktoś siada. Po chwili ujrzała czarnowłosą dziewczynę, której oczy wyłapywały właśnie każdą literę ze strony, na której było zdjęcie Aiko Elluf. Biedna Hoti. Miała zaledwie dziesięć lat, a już musiała zawracać sobie głowę sprawami dorosłych czarodziejek. Jej mądra dziewczynka. Kaio wszystko by oddała za to, aby jej przybrane dziecko miało spokojne dzieciństwo. Jednak Hotaru, tak jak inne dzieci, nie myślała rano o tym, aby jak najszybciej zjeść śniadanie i wyjść na dwór, a wieczorem o tym, aby jak najwięcej czasu przed snem wyprosić jeszcze od swych opiekunów. Nie. Hotaru myślała rano o tym, czy w dzień życie Ziemi nie stanie pod znakiem zapytania, a wieczorem, czy w nocy nie zostanie obudzona, by walczyć. Teraz jej uważne, fioletowy oczy spojrzały na swoją przybraną mamę.
-Czy to Rei?- zapytała cicho.
-Raczej tak- powiedziała Michiru.
-Czy Haruka-papa już o tym wie?
-Raczej nie- odpowiedziała morskowłosa. -Na pewno nie...- bo inaczej już by wrzeszczała i przeklinała nieuważność Czarodziejki z Marsa, dokończyła w myślach.
* * *
Liderka sailor natomiast nie wiedziała o niczym. Leżała od rana w łóżku. Usagi była przygnębiona a po wczorajszym śnie jakoś odechciało jej się patrzeć na kogokolwiek. Co miała poradzić na to, że choćby patrzyła tylko na zatroskaną twarz Ami - chan i tak widziałaby zakrwawioną, zapłakaną Sailor Mercury ze snu. Wiedziała jednak, że w końcu musiała odejść. Nie uniknie tego. Więc musi stanąć z bólem twarzą w twarz. Podłamana wyszła spod kołdry i z niechęcią zajrzała do szafy. Najchętniej włorzyłaby na siebię tę starą, wyświechtaną czarną sukienkę żałobną, ale wtedy mama zaczęłaby pytać. A Usa nie mogła jej odpowiedzieć. Już nie mówiąc o tym, że nie chciała. Wyciągnęła z szafy ciemnoniebieską sukienkę z różowymi paskami po bokach. Dostała ją od Mamoru. Choć pogoda wręcz błagała, by żałorzyła właśnie tę sukienkę, blondynka włorzyła ją z powrotem do szafy. Nie mogła włorzyć teraz czegoś od Mamoru. Pociągnęła ręką jeszcze raz po aksamitnym materiale i zerknęła na różową bluzeczkę. Dostała ją kiedyś od taty. Była na jedno ramiączko, odsłaniająca pępęk. Czyż nie była za wesoła? Schowała ją z powrotem. W końcu jej wzrok padł na ciemnoróżową bluzeczkę z krótkimi rękawkami. Była akurat - nie wesoła i nie od Mamoru. Wybrała jeszcze wygodne jeansy. Kiedy szła z tym do łazienki się przebrać, znowu ogarnęły ją wątpliwości czy nielepiej wrócić do łóżka. Jednak weszła do łazienki i przebrała się. Zeszła na dół, do kuchni. Zrobiła sobie dwie kanapki z szynką i serem po czym z wyjątkową niechęcią ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Nasunęła na nogi japonki i otworzyła drzwi. Kiedy wyszła przed dom, poczuła powiew przyjemnego wiaterku. Wywiał on z niej na chwilę wszystkie smutki i troski. Blondwłosa ruszyła przed siebie. Nie myślała o tym, gdzie idzie. Chciała odejść jak najdalej od Tokio. Ucieczka? Nie... ja tu wrócę, tylko nie wiem kiedy, pomyślała. I nic już więcej nie chciała myśleć. Chciała tylko iść...
Post został pochwalony 0 razy
|