Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Miyoko (Admin) / Magia Przyjaźni / Rozdziały (MP) 7. Radość w smutku
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pią 23:11, 31 Lip 2009
Autor Wiadomość
Miyoko
Przewodnicząca Klubu Pisarskiego


Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ^^ Wszechświat ^^
Płeć: Kobieta

Temat postu: 7. Radość w smutku
Mijały dni... tygodnie... miesiące... a Kim wciąż nie budziła się ze swego snu. Wszyscy zaczynali się coraz bardziej martwić i mieli większe obawy co do jej wyzdrowienia. Jednak wiedzieli, że mogło być o wiele gorzej. Na szczęście jej stan był stabilny, chwilami nawet lepszy. Niekiedy odwiedzający mieli wrażenie, że reaguje na ich głos. Poruszała oczami pod powiekami, ciężko oddychała, ręce jej lekko drżały, tak jakby coś się jej śniło. Niekiedy stan jej niestety byl dużo gorszy; leżała nieruchomo, oddech był płytki, puls praktycznie nie wyczuwalny. Z każdą minutą Jagodzie zostawalo coraz mniej czasu na wybudzenie się ze śpiączki.
Każdy dzień byl identyczny jak poprzedni. Osoby, dla których Kim była ważna spędzały u niej większość wolnego czasu. Przychodzili i opowiadali jej co się dzieje w szkole albo o pogodzie. Niektórzy tylko przy niej siedzieli i wspominali spędzone z nią chwile.
Niestety dla pań McGonagall to nie byl koniec smutnych zdarzeń w ostatnich miesiącach. Zimą bieżącego roku stało się coś czego nie spodziewałby się nawet sam Dubledor...
Był pochmurny, deszczowy dzień. Pogoda idelanie pasowała do tego, co się miało niedlugo wydarzyć. Słońce od rana było zakryte przez gęste, burzowe chmury. Na dworze panowała jeszcze jesienna temperatura, wiatr dość mocno kolysał prawie bezlistnymi drzewami. Wszyscy siedzieli na lekcjach przygnębieni, bez chęci do pracy, najchętniej w tym ponurym dniu zostaliby w swoich cieplutkich, wygodnych łóżkach i nie wychodziliby z nich, dopóki pogoda by się nie poprawiła.
W nieco lepszym humorze byla Marry. Jedyne co jej dokuczało to zachcianki, spowodowane jej stanem przy nadziei. Spodziewała się ona dziecka Harrego, który już teraz zachowywal się jak wzorowy ojciec. Spędzal ze swoją dziewczyną naprawdę dużo czasu. Również przebywal z nią, gdy ta byla u swojej śpiącej siostry. Dbał o nią, przynosił jej zachcianki, pomagał się poruszac po schodach, gdyż była ona już w ósmym miesiącu ciaży. Od dwóch tygodni nie chodziła na lekcje, nawet nie wychodziła na dwór, ponieważ ciąża ta była zagrożona poronieniem. Zaś od miesiąca Wrona była na lekach podtrzymujących. Niestety cesarka nie wchodziła w grę, gdyż jak się niedawno okazało jakakolwiek operacja w jej stanie groziła śmiercią i jej i dziecku.
Właśnie tego dnia, po południowej drzemce, Marry postanowiła zejść do pokoju Kim, posiedzieć z nią. Co jednak okazało się niezbyt dobrym pomysłem. Harry był w dormitorium dla chłopaków i odsypiał prawie nieprzespaną noc, więc Wrona postanowiła sama pójść do siostry. Wyszła z pokoju, zamknęła cicho drzwi, by nikt nie usłyszał, że wstała. Jeden schodek, drugi, trzeci, czwarty...kolejny i kolejny. Przystaneła złapać oddech. Przeszła już dwa piętra, "nie jest źle" pomyślała i znów zaczeła schodzić.
Jeden nieostrożny ruch i stopa sie jej ześlizgneła ze stopnia. Zachwiała się, ale zdążyła złapać się poręczy. "Uff.." odetchneła z ulgą i znów poczeła schodzić. Niestety tym razem stopa jej sie ześlizgnęła w chwili gdy druga była w powietrzu pomiędzy jednym i drugim schodkiem. Chwyciła sie poręczy, ale miała spocone dłonie, więc jej sie ześlizgneły. Marry, pociągnięta przez bardzo duży brzuch, upadła na schody i poczęła się po nich turlać. Próbowała sie zatrzymać, jednak nie miała jak i czego sie złapać. Ta dość krótka chwila zdawała sie jej wiecznością. Wszystko dookoła wirowało, obrazy szybko sie zmieniały. Schody, poręcz, drzwi, schody, drzwi, poręcz, schody, schody, drzwi i kolejne drzwi... Znów próba zlapania poręczy. Nic z tego. Obraz jej sie zamazał, z oczu zaczęły lecieć potoki łez. Wiedziała, że straciła to co tak bardzo pokochała...
Wreszcie znalazła sie na samym dole. Zatrzymała sie na plecach za ostatnim schodkiem. Przetarła oczy z łez. Spojrzała na schody. Były całe we krwi. Ten widok wywołał u niej rozpaczliwy krzyk i płacz. Nie czuła nawet tego jak boli ją cale ciało. Nie czuła nic, oprócz rozrywającego bólu straty.
O tej godzinie odbywały sie jeszcze lekcje, więc nikt nie usłyszał jej krzyku i płaczu. Nikt nie przybył jej z pomocą. Leżała tak przez godzinę. Znalazła ją Ami, która wracała po skończonych lekcjach do wieży. Przeraziła się, gdy zobaczyła siostrę leżącą w kałuży krwi, zapłakaną, bladą. Natychmiast zawołała matkę. Wrona od razu została zabrana do szpitala i została tam na noc. Oczywiście Harry po skończonych lekcjach do niej dołączył i został z nią do następnego dnia. Lekarze robili wszystko by uratować córeczkę Marry, ale nie udało sie. Mieli świadomość tego, że cesarka może zabić je obie, ale w tej chwili było to jedyne rozwiązanie, które mogło uratować matke, córke lub obie razem. Rozcieli brzuch dziewczyny i wyjęli dziecko. Mała nie była słaba, jednak doznała wielu obrażeń podczas wypadku matki. Miała złamany obojczyk, stłuczone płuca. To że żyła było kwestią godzin. Została umieszczona w inkubatorze na oionie. Noc minęła spokojnie zarówno matce jak i nowo narodzonej córce.
O wschodze słońca tętno małej zaczęło gwałtownie spadać, oddech przyśpieszył i spłyciał jednocześnie. Skóra dziecka przybrała siny kolor. Lekarze założyli jej maskę tlenową, jednak nic to nie dało. Obrażenia były zbyt duże.
Gdy słońce całe wyszło zza horyzontu maleńkie serduszko dziewczynki ostatni raz zabiło. Lekarze próbowali ją reanimować- na darmo. Marry straciła miłość, którą przez 8 miesięcy nosiła przy sercu.
Jednak tego samego dnia o wschodzie słońca wydarzyła się również szczęśliwa rzecz. Otóż, z chwilą, gdy serce noworodka ostatni raz zabiło, w budynku szkoły otworzyła oczy osoba, która ostatnie 8 miesięcy spędziła w łóżku smacznie śpiąc.
Te dwa zdarzenia wywołały u każdego mieszane uczucia głębokiego żalu i wielkiej radości.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin