Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Miyoko (Admin) / Magia Przyjaźni / Rozdziały (MP) 3. Przeszłość kontra teraźniejszość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pią 23:04, 31 Lip 2009
Autor Wiadomość
Miyoko
Przewodnicząca Klubu Pisarskiego


Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ^^ Wszechświat ^^
Płeć: Kobieta

Temat postu: 3. Przeszłość kontra teraźniejszość
Ranek. Nowy dzień. Słońce dopiero co wzeszło, a już zasłony na wielkim oknie nie były wstanie zatrzymać ich przed wtargnięciem do pokoju. Łóżko stojące we wnęce nie było puste, jednak osoba z nim leżąca właśnie się obudziła. Przeciągnęła się i powoli podniosła do pozycji siedzącej. Położyła stopy na zimnej podłodze. Przeszedł ją dreszcz. Spojrzała na miejsce gdzie zostawiła wczoraj swoje kapcie. Nie było ich tam. "Oh to na pewno..." pomyślała w pierwszej chwili ale doszła do wniosku, że w nocy nikt tu nie mógł wejść. Nikt nie znał hasła, oprócz niej samej. Rozglądnęła się po podłodze i zobaczyła jeden z kapci. Leżał pod oknem. Drugi "przydreptał" do niego radośnie. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie. Kompletnie zapomniała, że te klapki nie są zwykłe. Nic na tej wyspie nie jest zwykłe. Patrzyła chwile jak jej obuwie radośnie się bawi.
-Accio- wypowiedziała dziewczyna, myśląc o przedmiocie, który chciała przywołać. Ze stołu położonego obok filaru przyleciała do niej różdżka. Marry chwyciła ją w prawą rękę i wycelowała w zasłony. Jednak nic się nie stało. - Ehh... jestem chyba na to jeszcze zbyt zaspana- powiedziała sama do siebie, położyła różdżkę na pościeli i niechętnie wstała z ciepłego jeszcze łóżka. Miała na sobie czarną koszulę z jedwabiu sięgającą do kolan. Rozczochrane, nie związane włosy przeszkadzały jej, więc pierwsze co to sięgnęła na stolik nocny stojący tuż przy łóżku. Otworzyła małą szufladkę i wyjęła z niej czarną gumkę. Po związaniu włosów skierowała się w stronę rozbawionych kapci. - Dość tych zabaw - powiedziała z udawaną złością do obuwia stając tuż przed nim. Klapki w jednej chwili zamarły w bezruchu. Były całkowicie posłuszne swojej właścicielce, która pozwalała im pobrykać, gdy nie były jej potrzebne. Jednak teraz musiała założyć coś na stopy, by się nie przeziębić. Pora roku była ciepła - koniec lata - jednak w jej pokoju w nocy było rześko. Co innego z podłogą- ta była bardzo zimna, jak gdyby wylano na nią lodowatą wodę. Tak niestety było przez okrągły rok. Marry zdążyła już się do tego przyzwyczaić. Wsadziła bose stopy w kapcie i odsłoniła okno. Słońce oświetliło pokój bardziej niż w przed dzień wieczorem. Marry otworzyła prawą część okna i wyszła na balkonik. Poczuła chłodny wiatr powodujący u niej dreszcz. Znów spojrzała na ocean. Bardzo lubiła przyglądać się wschodowi słońca. Każdego ranka, od kiedy Hogwart został przeniesiony na tą wyspę, wstawała skoro świt i "towarzyszyła" słońcu przy "wchodzeniu" na nieboskłon. Czuła wtedy jakby się odradzała. Nie cieleśnie, lecz duchowo. - Nowy dzień... teraz, na pewno własnie teraz... gdzieś powstaje, rośnie bądź rodzi się nowe życie... - szepnęła spoglądając na lekko ozłoconą taflę spokojnego oceanu. Zachwycało ją to jak świat jest zbudowany, jak to wszystko ze sobą idealnie współgra. Była dumna z tego kim jest i postanowiła, a także przysięgła przed samą sobą a przede wszystkim przed Bogiem, że zawsze, ale to zawsze będzie stawała po słusznej stronie- po stronie dobra. Była mocno wierzącą katoliczką, tak samo jak jej siostry. Zawsze to ona dbała o ich wykształcenie religijne. Matka nie miała dla nich zbytnio czasu. Ale to nic. Wiedziały ile dla nich poświęciła. Były wdzięczne jej za to, że żyją.
Słońce dość szybko "wspięło się" na nieboskłon, więc niebieskooka całkowicie rozbudzona weszła z powrotem do pokoju. Okno zostawiła otwarte, aby przewietrzyć pomieszczenie. Skierowała się do szafy stojącej w "nogach" łóżka. Wyciągnęła jakieś ubrania i wyszła z pokoju.
Korytarz, na którym się znalazła był dość wąski i krótki. Po wyjściu z pokoju można było się skierować na prawo, czyli na schody prowadzące w dół lub też na wprost do łazienki.
Marry mieszkała na szczycie pięciopiętrowej wieży. Miało to swoje zalety jak i wady. Z jednej strony miała tu ciszę, spokój i łazienkę tylko dla siebie, a z drugiej była sama, rzadko ktoś ją odwiedzał. Lecz nie przeszkadzało jej to. Była typem samotnicy. Jej dwie siostry- Kim i Ann - mieszkały na parterze w jednym pokoju, jednak łazienkę dzieliły z kilkoma nauczycielkami. One jako jedyne uczennice mieszkały w budynku szkolnym, reszta mieszkała w specjalnych dormitoriach, często nazywanych hotelami. Jednak teraz nawet owe były puste. Nie ma co się dziwić- wszyscy wyjechali na wakacje do swoich rodzin. One zostały, gdyż to był ich dom, a ich rodzina to nauczyciele pracujący tu, a matka to Minerwa McGonagall.
Czarnowłosa weszła do łazienki. Po 30 minutach wyszła gotowa na śniadanie. Była ubrana w swój normalny strój- czarna, długa suknia. Włosy upięte w kok. Wróciła do swojego pokoju i spojrzała na zegarek wiszący na filarze ponad lustrem.
- Co? Dopiero 6.30? No nie... - zawiedziona podeszła bliżej lustra. - Ciekawe co robią moi "podopieczni"? - spojrzała w zwierciadło i ujrzała smacznie śpiące dziewczynki, a chwile później też chłopców - No tak, co 6- i 9-latki mogą robić o wpół do siódmej w wakacje?- zapytała samą siebie i zachichotała na wspomnienie kiedy to sama była w ich wieku.
Znów wyszła na balkon. Na dworze robiło się coraz cieplej. Szkło okalające szkołę chroniło dobrze przed zimnem, jednak także nie przepuszczało całej ilości słońca przez siebie. Dlatego wieczorem, gdy słońce jest słabe, w pokoju dziewczyny panuje półmrok, mimo że na zewnątrz jest jeszcze o wiele jaśniej. Spojrzała na plażę. Brzegi były wysokie, ale w około wyspy, na powierzchni wody rozciągała się plaża. Na tyle potężna, że widać ją mimo, iż wyspa, a raczej jej "grzbiet" znajduje się na dość dużej wysokości i pomimo praktycznie pionowych brzegów. Plaża sięgała pół kilometra w głąb oceanu. Można było na nią wejść, tylko jeśli wiedziało się gdzie jest wejście do wnętrza wyspy. Unowocześniony, a raczej całkiem zmieniony Hogwart posiadał windy, więc można było dość szybko dostać się na "wymarzone" piętro.
Marry długo nie myślała. Zamknęła okno, gdyż uznała, że już się wystarczająco wywietrzyło, zmieniła obuwie na czarne siedmiocentymetrowe szpilki i wyszła, zamykając drzwi specjalnym hasłem, które znała tylko ona. Zbiegła po schodach na niższe piętro, gdzie natknęła się na najmłodszą, bo 13-letnią siostrę- Ann.
-Dokąd tak lecisz Wrono?- zapytała dziewczyna o oczach koloru delikatnego ametystu, które spoglądały na siostrę spod okularów. Trzynastolatka, jak na swój wiek miała dziwny kolor włosów, bo różowy. Jednak nie były farbowane, miała takie od urodzenia. Nikt nie wiedział dlaczego. Ich trzecia siostra, 15-letnia Kim, także miała niezwykłe włosy od samego urodzenia- były koloru fioletowego. Zaś oczy jej były ciemno-brązowe. Tylko ona, Marry McGonagall, miała włosy normalnego koloru. Jednak była najbardziej niezwykła z nich trzech, lecz jeszcze o tym nie wiedziała.
-Jeszcze pamiętasz moją ksywę?- zapytała uśmiechając się do siostrzyczki, po czym odpowiedziała na zadane przez nia pytanie- A idę na plażę. A czemu ty już na nogach Ametysto?- Marry, jak również Ann miały ksywki od koloru swoich oczu. Chociaż u Marry nie wiadomo, bo i włosy i oczy miała tego samego koloru. Przezwisko Kim brało się od koloru jej włosów. Jagoda- tak na nią mówili wszyscy jej znajomi.
-Twoje kapcie mnie obudziły- mała skrzywiła się na wspomnienie niezbyt miłej pobudki- Nie wiem jak, ale wydostały się z twojego pokoju i szalały na schodach przez około godzinę! Normalnie narobiły tyle hałasu co stado ganiających się siedmioletnich dzieci!
-No ja też nie wiem jak się mogły wydostać z mojego pokoju, ale jak się obudziłam o 6, to jeden z kapci był pod oknem a drugi do niego doszedł po chwili....- Wrona zamyśliła się, jednak długo nie myślała, gdyż Ami (skrót od Ametysty) przerwała nagle ciszę.
-Wiesz, one mnie obudziły o 5! Nie wiem jakim cudem, ale Kim się nie obudziła... a sama wiesz jak ją łatwo obudzić... - najmłodsza z sióstr przejęła się tym, że Jagoda nie zareagowała na hałas jak zazwyczaj.
-No tak, to dziwne... Może po prostu usnęła głębokim snem? - Marry uśmiechnęła się pocieszająco do Ann. - A ty? Dokąd ty zmierzasz?
-Ja? Szłam do ciebie, żeby ci opowiedzieć o mojej jakże delikatnej i cichej pobudce. - W głosie małej było słychać ironię a także lekką irytację. - Ale skoro już wiesz, to wracam do siebie. - uśmiechnęła się do siostry i zbiegła po schodach na parter, po czym weszła do swojego pokoju.
Czarnowłosa stała chwilkę zastanawiając się jak jej "obuwie nocne", jak je czasem nazywała, mogło wyjść z pokoju podczas gdy ona jeszcze spała. Nic konkretnego nie wymyśliła, więc postanowiła, że zastanowi się nad tym przy śniadaniu. Ruszyła schodami w dół, jednak teraz już nie biegła. Po kilku minutach dotarła na parter. Zeszła z ostatniego schodka. Na przeciw niej było wyjście na zewnątrz. Niestety do wieży, gdzie mieszkały nauczycielki, można było tylko i wyłącznie wejść z dworu. Była to wieża zachodnia, we wschodniej zaś mieszkali nauczyciele. Wrona skierowała się do wejścia do budynku szkoły. W holu głównym panowała cisza. Korytarz po lewej prowadził do podziemi, więc czarno okna poszła w tamtą stronę. Po przejściu kilku metrów doszła do okrągłych schodów prowadzących w dół. Po ich lewej stronie znajdowała się winda, jednak żeby do niej wejść trzeba mieć specjalny bilet, którego Wrona nie posiadała więc poszła schodami. Przeszła jakieś 10 pięter i stanęła na rozwidleniu schodów.
-W prawo czy w lewo? No nie... jak sie zgubie tak jak ostatnio, to zabronią mi tu przychodzić...- Wrona wytężyła pamięć i poszła w prawo. Gdy doszła do końca schodów spojrzała w górę. "DO PLAŻY" -taki napis widniał pod sufitem. Czarnowłosa odetchnęła z ulgą i poszła korytarzem przed siebie.
-No tak, tylko żebym się w drodze powrotnej nie zgubiła...- powiedziała do siebie, gdy już dotarła na plażę. Spojrzała na słońce. Było już dość wysoko, więc oszacowała, że jest już po 7 a może i wpół do ósmej. Czyli do śniadania, które zawsze było o dziewiątej, miała jeszcze ponad 1,5 godziny. Pobiegła w stronę oceanu. Wiatr delikatnie rozwiewał jej długą suknię, bawił się kosmkami włosów, które wyplotły się z gumki. Było już całkiem ciepło, mimo późnego lata temperatury na tej wyspie wciąż utrzymywały się w okolicach 25 stopni. Gdy dobiegła do wody, ta obmyła delikatnie jej buty. Wrona czym prędzej ściągnęła szpilki i trzymając je w ręce spacerowała po brzegu rozkoszując się porannym powietrzem i miękkością piasku pod stopami, które ocean delikatnie muskał.
Po jakimś czasie zamyśliła się. Wędrowała w przeszłości. Przypomnialo jej się coś bardzo ważnego...

Dumbledore wyjrzał zza lekko uchylonych drzwi. Nie wyglądał zbyt dobrze. Strasznie schudł, był blady, oczy miał podkrążone.
-Można? - zapytał, jednak nie czekał na zaproszenie i wszedł do pokoju Wrony. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Piętnastolatka odwzajemniła uśmiech, jednak było w nim coś ze smutnku. Nie był taki jak zazwyczaj- radosny, beztroski. Coś ją martwiło.
-Jakieś wieści?- głos jej drżał. Bała się co powie jej przyjaciel.
-Tak- usmiechnął się Albus. W tym uśmiechu Marry zauważyła nutkę nadziei. Po chwili dyrektor kontynuował swoją wypowiedź. - Twoja matka czuje się lepiej. Jej stan jest na prawdę dobry. Za dwa miesiące powinna dojść do siebie.- Na taką wiadomość Marry czekała od ponad pół roku, a teraz gdy jej marzenie się spełniło nie wiedziała co zrobić. Łzy pojawiły się w jej oczach a juz po chwili spłynęły po policzkach. Dziewczyna płącząc rzuciła się na szyję swojemu nauczycielowi.

Ktoś zapukał. Jednak nie czekał na pozwolenie, tylko od razu wszedł. Była to Minerwa. Rozglądnęła się po pokoju. Znalazła to, a raczej kogoś, kogo szukała. Marry siedziała na swoim łóżku. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Płakała. To, co stało się kilka dni temu przerastało ją. Nie chciała uwierzyć, że to się stało. Jej ukochany przyjaciel zachrował na magiczną odmianę gruźlicy. Jej matce udało się ujść cało po około rocznym leczeniu. Szesnastolatka nie umiała się pogodzić ze stratą tak bliskiej osoby. Kobieta podeszła do łóżka a następnie usiadła obok córki. Objęła ją ramieniem, a Wrona wtuliła się w nią rzewnie płacząc. Po kwadransie uspokoiła się.
-Mamo, dlaczego? - zapytała drżącym głosem. - Dlaczego właśnie on?! Dlaczego?! - Zawsze umiała panować nad nerwami, ale nie teraz...
-Córciu.. mi się udało, gdyż nie miałam największego zaawansowania tej choroby. Przykro mi...


-Zaraz! Przecież... Jak to możliwe?- Marry ocknęła się nagle. Wspomnienie z przeszłości nie zgadzało się z teraźniejszością. - Przecież Dumbledore nie żyje... więc jak mógł mi wczoraj przesłać tą kartkę...? - Postanowiła już wrócić. Nie wiedziała jak długo spacerowała, a wolala nie spóźnić się na śniadanie. Ruszyła w drogę powrotną.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Miyoko dnia Śro 13:28, 05 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin